Akademia wrześniowa. 

Władysławowi Broniewskiemu. Patriocie.


Weszli cichcem, zbrukali nasz dom.
Własny dom, tę wytęsknioną Polskę.
Żaden przy tym nie brzmiał dźwięczny grom.
Nie musiano posłużyć się wojskiem.

Na początek przywieźli towary:
Lustereczka, grzebyki, pachnidła.
Nie ma granic, złączono obszary
I ognista woda skrapia skrzydła.

Tańczy naród, żre, rozpustę czyni.
Duchy przodków swoich zapomina.
Jakby manna sypnęła w pustyni.
Chleba dosyć, jeszcze więcej wina.

Paszy dosyć - choć stęchłej i cudzej.
Straszą pleśnią niedożarte gnaty.
Ktoś się budzi, ktoś trzeźwieje w strudze.
Ktoś umyka widząc rezerwaty.

To historia stara jak Apaczy
Najazd kraju przez ludzi z coltami.
Łowców głów i węży zaklinaczy.
Kres podbitych, co zostali sami.

Kiedy przyjdą by zbrukać Twój Dom:
Wigwam, igloo, chatę, choćby szałas.
Drzwi zawieraj i chwytaj za broń.
Chroń rodzinę, wystrzegaj się zaraz.

Nawet gdyby przyszło ci umierać.
Wiedz, że życia - Twoja ziemia warta !
Zbierz rodaków, przybyszy się nie radź.
A intruzów wyślij precz - do czarta.